magda rittenhouse magda rittenhouse
64
BLOG

american idol tuż obok rozwidlenia drόg, na skraju przepaśc

magda rittenhouse magda rittenhouse Polityka Obserwuj notkę 51

Dziś postanowiłam poprawiċ humor tym wszystkim, ktόrzy nie mogą znieśċ „pustego jak wydmuszka” Obamy.  

Nie będę pisaċ o ostatnim dniu Konwencji – mimo, że zarόwno o przemόwieniu namaszczonego kandydata, jak i kilku wystąpieniach „zwykłych zjadaczy chleba”  oraz Ala Gora, pewnie kilka ciekawych rzeczy napisaċ by można.  

Ale domyślam się, że ci ktόrzy tematem są zainteresowani, już na pewno jakieś interesujące doniesienia znaleźli – w prasie, radiu i tele; krajowych lub zagranicznych, nie mowiac juz o ogolnoswiatowej sieci (ktora zawdzieczamy w/w Alowi G!) – więc szkoda mi czasu oraz klawiatury.  

Nie mogę się jednak oprzeċ i nie przekopiowaċ fragmentόw „komentarza” ktόry w New York Timesie poczynił dziś David Brooks. 

Za Brooksem dawniej nie przepadałam – wydawał mi się trochę miałki. Ale muszę powiedzieċ, że ostatnio zmieniłam zdanie.

Ta parodia – choc troszke cyniczna – naprawde jest majstersztykiem.
Tym bardziej, ze przypuszczam, iż Brooks droczy się trochę sam ze sobą (słyszałam go wczoraj w telewizji PBS, zaraz po przemόwieniu Obamy i choċ powiedział, że nie powaliło go na kolana, to nawet troszkę je chwalił). Ja tez lubie sie troche podroczyc. Zwlaszcza tu w Saloniku. Z tym wieksza wiec przyjemnoscia, przytaczam fragmenty przemowienia Wyimaginowanego Mowcy, ktore czytelnikom New York Timesa przyblizyl Brooks:
    Drodzy Rodacy – Amerykanie. To ogromny zaszczyt przemawiaċ na Krajowej Konwencji Demokratόw w tak krytycznym momencie historii. Stoimy na rozdrożu, w kluczowym punkcie, tuż obok rozwidlenia drogi, na skraju przepaści w trakcie najbardziej ważkich wyborόw od czasu zeszłorocznego Amerykańskiego Idola.
Jedna z tych scieżek wiedzie ku przeszłości, ku końcowi rodzaju ludzkiego. Druga wiedzie ku przyszłości, ktόra to przyszlosc przyniesie śmierċ każdego z nas. Musimy dokonaċ mądrego wyboru.  Musimy zamknąċ όw rozdział pełen otwartych ran, jakie niosła ze sobą stara polityka podziałόw i pożeglowaċ naszą łodzią w gόry, w kierunku nadziei, i wetknąċ naszą flagę tam gdzie wschodzi słońce tysiąca porankόw z amerykańską obietnicą, ktόra nigdy nie umrze.
W tych wyborach nie chodzi o czas przeszły lub teraźniejszy, ani nawet zaprzeszły warunkowy. Chodzi o czas przyszły. Barack Obama kocha czas przyszły, bo tam znajdują się wszystkie jego osiągnięcia.  Musimy dziś przekazaċ pałeczkę nowemu pokoleniu Amerykanόw – pokoleniu, ktόre dorastało popijając mrożony czaj i Frappucino o smaku truskawka-mocha® i ktόrego pamięċ historyczna nie sięga dalej niż Coke Zero.   Potem jest jeszcze kilka bardzo śmiesznych akapitόw o likwidowaniu rόżnic i podziałόw – między sosem marinara i carbonara oraz między Johnem i Elizabeth Edwards (JE przerżnął prawybory, a w nagrodę pocieszenia wyciągnięto mu ostatnio z pralni jakis stary romans; w związku z tym nie uświetnił  niestety Konwencji swą obecnością a już tym bardziej przemόwieniem). Oraz  fajowa gra słόw o tym jak stoimy w terminalu linii lotniczej United (co oczywiście oznacza, iż jesteśmy ZJEDNOCZENI przez duże Z) , a tymczasem US Airways znόw mają opόźnienie.  Panie i Panowie. Nigdy nie przypuszczałem, że będę przed wami stał i przemawiał. Jak większośċ mόwcόw podczas tej konwejcji, pochodzę z pracowitej, należącej do klasy średniej rodziny. (...) Jako dziecko zostałem porzucony przez rodzicόw i żyłem z kolonią mrόwek. Nie mieliśmy wiele jeśli chodzi o dobra materialne. Mieliśmy jednak siebie nawzajem i mieliśmy zdolnośċ unoszenia ciężarόw znacznie większych niż nasza waga ciała.  Kiedy byłem mały, zostałem na jakiś czas sparaliżowany podczas potwornego wypadku z udziałem pewnego mrowkozercy, ale nigdy nie zrezygnowałem ze swego marzenia: marzenia by wygłosiċ przemόwienie podczas politycznej konwencji, o ktόrym potem mόwiłby Wolf Blitzer (znany komentator CNN -- przypis MR) i cały gang rozmaitych publicystόw. Dzisiaj zaś, my demokraci spotykamy się w Denver, na przedmieściach Boulder, w metropolii, ktόrej mottem jest zawolanie „Taksόwka? Chyba snisz!” I właśnie w Denver, my Amerykanie pokazaliśmy wszystkim, że mamy śliczne cόrki, dzięki ktόrym pewnego dnia przykleimy sobie na błotniku samochodu nalepkę z jakimś fajnym hasłem.  Tu czytelnikowi polskiemu należy się kilka wyjaśnien. Boulder to niewielekie miasto uniwersyteckie na przedmieściach Denver, w ktόrym wszyscy jak jeden mąż (no może z bardzo małymi wyjątkami) mają doktorat, jedzą zdrową żywnośc, oddają się medytacjom buddyjskim albo przynajmniej uprawiają jogę, noszą birkenstocki i głosują na jakiś bardzo alternatywnych kandydatόw z zaświatόw. Natomiast jeśli chodzi o nalepki, to mowca ma tu na mysli pewien szczegόlny gatunek motoryzacyjnych obwieszczeń – informacje typu „moja cόrka jest prymuską w ...” i tu nazwa jakiejs bardzo prestiżowej szkoły. W niektorych rejonach kraju, zwlaszcza tych wyksztalconych, takie edukacyjno-motoryzacyjne obwieszczenia sa bardzo popularne.Potem było jeszcze o innych środkach transportu – między innym o pociągu należącym do prywatnej firmy Accella, ktόrym od kilkudziesięciu lat, kilkadziesiąt mil z Waszyngtonu do Wilmington w stanie Delaware, pokonuje, kazdego dnia , rano i wieczorem kandydat na wice-prezydenta Jo Biden. I dalej mowca kontynuuje:  Poznaliśmy Baracka i Michelle Obamę, dwoje wysokich, wysmukłych, bogatych i pięknych ludzi, ktόrzy nigdy się nie pocą, ale ktόrzy mimo wszystko traktują z empatią swoich mniej świeżych i lekko-smierdzacych rodakόw. Wiemy, że Barack mόgł dostaċ posadę w prestiżowej kancelarii prawniczej, tak jak jego wielcy sponsorzy opakowani w luksusowe pudełka, ale postanowił odsunąċ na bok swoje ego i zostaċ profesjonalny politykiem, prezydentem Stanόw Zjednoczonych, ktόry odnowi twarz ludzkości. Słyszeliśmy o tym jak pracował jako aktywista i organizator wśrόd biednych wspόlnot loklanych, i że były to trzy najbardziej sastysfakcjonujące miesiące jego życa (tak naprawdę chodziło o trzy lata nie trzy miesiące, ale fakt jest to raczej dosc maly fragment zyciorysu, ktory podczas kampanii Obama mocno powieksza i akcentuje-- MR). Brooks nie omieszkał ponabijaċ się z greckich kolumn, ktόre ozdabiały wczoraj podium na stadionie w Denver (mowiac szczerze, czegos tak idiotycznego, to jeszcze jak zyje nie widzialam!)  i doniόsł, że miał miejsce „sumienny recykling” -- zostaly uzdatnione po koncercie live jaki dał na Akropolu niejaki Yanni.   Czujemy się zaszczyceni jego (Obamy) obietnicą, że jeśli zostanie wybrany na urząd prezydenta,  będzie służył co najmniej cztery miesiące, zanim zacznie ubiegaċ się o jakieś wyższe stanowisko.  Na koniec jeszcze przypomniał, że Ameryka absolutnie nie może sobie pozwoliċ na wybόr Johna Bushmccaina, bo pod rządami republikanόw, kraj opanowała szarańcza, dorośli w miejscach publicznych nosza crocsy, i nawet cukierki M&M utraciły swόj smak.  Nie mam w tej chwili na nogach crocsow (ale pisze z zacisza domowego, nie w miejscu publicznym), za M&M nigdy zbytnio nie przepadalam, ale z ta szarancza to jednak cos jest na rzeczy.  A tymczasem John McCain -- wlasnie w chwili gdy to pisze nadszedl "news alert" -- wybral sobie na towarzysza niedoli, pania gubernator Sare Palin. KOBIETE. no to teraz dopiero sie zacznie....  Pozdrawiam serdecznie wszystkich zwolennikow i przeciwnikow.  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka